„Gdy myślisz, że coś możesz lub czegoś nie możesz, za każdym razem masz rację” – Henry Ford
Zwykle najbardziej inspirował mnie Mediolan, targi designu, pchle targi i całe to bogate architektonicznie i aranżacyjnie miasto ze sztuką w tle.
Moja rodzina pochodzi z północy Włoch z Piemontu, więc odwiedzając ich zawsze krążyliśmy po północnych regionach i nie zapuszczaliśmy się na południe, ciocia Gianna zresztą zawsze wysyła wszystkich do Turynu- twierdzi, że jest najpiękniejszy:) Ma oczywiście dużo racji, stolica Piemontu to przepiękne połączenie boskości Italii z francuskim szykiem. Jednak wiecie, ja nie jestem w ogóle obiektywna jeśli chodzi o ojczyznę mojego taty. Kocham moje włoskie geny, moje korzenie. Dla mnie ten kraj jest kompletny, ma wszystko na najwyższym poziomie, wszystko co jest człowiekowi do szczęścia potrzebne: kulturę, sztukę, piękną pogodę, przyrodę, muzykę, piłkę nożną, melodyjny język, niepowtarzalny design i prawdziwy urok!
Kiedy nadszedł czas i poczułam całym sercem, że zacznę wreszcie działać w kierunku spełniania swoich zawodowych pragnień wyruszyliśmy z Radkiem i dzieciakami w długą podróż…
Nie było nas w Polsce prawie dwa miesiące, odbijaliśmy sobie tę posuchę z okresu głębokiej pandemii. Mieliśmy zatem wystarczająco dużo czasu, by zapuścić się wreszcie też na dół buta, włoska ciocia, odpuściła i pobłogosławiła nasz plan:)
Mój mąż jest naprawdę wspaniały, dba o nas ponad wszystko i często mnie zaskakuje, ale tym razem całość przerosła moje najśmielsze oczekiwania. To była podróż życia, znajomi komentując nasze posty na fb po miesiącu byli już tak rozżaleni, że postanowili podać nas na policję, bo taka długość szczęśliwych wakacji jest ponoć nielegalna.
Radek zaplanował wszystko z taką dokładnością i dbałością o każdy szczegół, że jedyne co robiliśmy to swobodna eksploracja nowych miejsc i smaków. Pełna beztroska, zadbał oczywiście też o nasze brzuchy, sam jadł wyłącznie pizzę, gdyż jest w trakcie pracy nad książką, w której między innymi poszukuje idealnej pizzy na naszej planecie;)
Nie wiem jak Wy, ale ja jestem najbardziej twórcza, gdy mam pełen luz, słońce i czerwone włoskie chianti! Dlatego już na samym początku wielkiej wyprawy przyszedł pomysł na nazwę, logo i inspiracje kolorystyczne.
W drodze z Wenecji do Neapolu z głowy do ust i dalej w samochodowy eter popłynęła DECORNELIA, a w Neapolu przyszły barwy i kształty. Mam szczęście, że Pan Szwankowski ma taki talent i umiejętnie wkłada mój wielki chaos w ramy i nadaje mu rzeczywisty kształt, który sobie wymarzyłam – to On jest autorem mojego LOGO:)
Potem w Apulii, Lazio i Toscanii utwierdzałam się i coraz bardziej czułam całą koncepcję, żeby finalnie w Ligurii, gdzieś na krętych ścieżkach Cinque Terre, oczyma wyobraźni zobaczyć spójną całość projektu, który teraz realizuję.
Na koniec przyznam się Wam jeszcze do czegoś, w poprzednim wcieleniu na pewno byłam Rzymianką, gdy weszłam do wnętrza zabytkowej kamienicy, w której mieścił się nasz hotel tuż przy fontannie Di Trevi poczułam motyle w brzuchu. Zakochałam się w Rzymie, a jeszcze większą miętę poczułam do Radka, skąd wiedział tak dokładnie, gdzie nas umieścić na czas pobytu w wiecznym mieście??? Jak On mnie dobrze zna:) Tylko zachwyt i wielka nieskończona miłość 🙂